Duet Henry No Hurry i Maciej Smycz w swym artystycznym rozmachu powołał do życia nową osobowość i nadał jej nawet imię – Willem Vardo.
Choć wiemy o nim stosunkowo niewiele, wszystko wskazuje na to, że to postać, która uciekła z miast ku rozległym równinom, ostatecznie zaszywając się w górach. Opowiada historie znane od zawsze, jednak uwagę zwraca sposób, w jaki to robi.
Angażując tradycyjne instrumenty, takie jak banjo, gitara, ukulele czy kontrabas, Willem Vardo kontynuuje tradycję songwritingu i otwarcie romansuje z folkiem, a nawet bluesem. Nie obawia się jednak sięgać przy tym po elektroniczne loopy i odważne zabiegi producenckie, bowiem jak sam mawia: „Tylko nie stworzony ręką ludzką wytwór może dorównać pięknu rozgwieżdżonego nieba”.
Scenicznie to z całą pewnością niezwykła energia powstała na styku dwóch osobowości. Nieokiełznane pejzaże dźwięków Macieja Smycza oblekane są w formę i ujmowane w słowa przez drugą część duetu – Henry No Hurry. Nadaje to twórczości odrobinę literacki charakter i wytwarza stan pełnej napięcia równowagi, przywodzący na myśl dokonania takich artystów jak: Ben Howard, The Wallflowers, Iron & Wine, Nick Cave & Warren Ellis.